Chciałem w tym czasie, który jest niepewny, niestały, niejasny napisać coś takiego, co da się przeczytać po tygodniu czy po dwóch bez wrażenia, że ma się do czynienia z czymś nieaktualnym jak wczorajsza gazeta (Who wants yesterday's papers? - The Rolling Stones). Temat podsunął mi urzędujący Pan Prezydent RP (ale jak się zaraz okaże nie o tego typu ponadczasowość mi chodziło). Bo, oczywiście pospolitość zaskrzeczała i robiąc rano kawę niepotrzebnie usłyszałem w radyjku następującą myśl Głowy Państwa: "Jeżeli są warunki do tego, żeby chodzić do sklepu, to są i warunki do pójścia do lokalu wyborczego".
Tak to nasz Prezydent zadbał o to, żeby doraźna wypowiedź nabrała wymiaru - być może ponadczasowego... Bardzo możliwe, że te skrzydlate słowa wyjęte z kontekstu, skrócone i przeinaczone ulecą w lud podobnie jak: rząd się wyżywi, druga Japonia, gruba kreska, trzeba było się ubezpieczyć, niech zmieni pracę i niech weźmie kredyt czy - podsłuchane, ale upublicznione - ch.., d... i kamieni kupa...
Prawdopodobnie zostanie zapamiętane tylko to, że Prezydent Duda porównał wybory do zakupów (tu są pewne podobieństwa, czyli wybory = zakupy, co poniżej wykażę).
Gwoli sprawiedliwości, Głowa Państwa przyznała jednak, że: "obecna sytuacja utrudnia prowadzenie kampanii wyborczej".
No, załóżmy, że wybory jednak się odbędą w założonym terminie (to temat na osobny felieton). Stan klęski żywiołowej nadal nie został ogłoszony; ja (praktykuję też home office) dojeżdżam obecnie do pracy na rowerze przez częściowo zamknięty park z laptopem w plecaku i zaświadczeniem od lekarza, że mam się ruszać. Gdyż jazda rekreacyjna na rowerze jest niewskazana, a wyczynowa zabroniona. Zakazano też działalności wypożyczalniom rowerów miejskich, co jest bezprzedmiotowe, gdyż te splajtowały na rzecz e-hulajnóg, które też popadną w e-niełaskę - używali ich głównie turyści.
Wróćmy do porównania zakupy = wybory. Głowa nie zauważyła, że zakupy - w odróżnieniu od wyborów - robi się co kilka dni, ale można sobie wybrać dowolny dzień tygodnia. Często też jedna osoba robi je dla całej rodziny. Przed sklepami właściwie nie ma kolejek (do niedawna), a przed urnami i kabinami są. Głowie chodziło o samą organizację wyborów. Nie widzi różnic? Otóż sklepy pracują w trybie ciągłym, kadra jest przeszkolona, zatrudniona etatowo, a Komisja Wyborcza jest wybierana z ochotników raz na kilka, kilkanaście miesięcy...
Można też wyrazić pogląd odwrotny: WYBORY SĄ BEZPIECZNIEJSZE OD ZAKUPÓW, BO:
- do lokalu wyborczego idę wiedząc, jaki produkt wybiorę - jeden z kilku (a w drugiej turze jeden z dwóch); to upraszcza proces wyboru towaru,
- spędzam w związku z tym w lokalu wyborczym dużo mniej czasu,
- nie pałętam się między alejkami poszukując tego, co żona napisała mi niewyraźnie na kartce,
- nie pcham przed sobą wózka, na którym ktoś pozostawił bakterie coli i rozlał puszkę Coli, co dodatkowo się lepi jeszcze lepiej,
- onieśmielony Godłem Państwowym nie urządzam pogaduszek ze spotkanym znajomym i nie marnotrawię czasu narażając się na drogę kropelkową.
Są też podobieństwa: wybieramy z produktów nierzadko przecenianych i przereklamowanych. Głowa (udaje, że) nie zauważa, iż wybory będą nie - równe i nie - powszechne.
Zastanawiałem się, czy temu tekstowi nie dać tytułu bardziej agresywnego, demagogicznego, jak polityka. Dam na koniec. Taki pod-tytuł. Niech on zepnie niniejszy tekst jak klamra: Akt Wyborczy jak kupno flaszki albo czteropaku w promocji.
Jerzy T. Żaba
Jeżeli są warunki do tego, żeby chodzić do sklepu, to są i warunki do pójścia do lokalu wyborczego. Prezydent Andrzej Duda.